Krzysztof Wiłkomirski: Co jest nie tak z kwalifikacjami w judo i jak je naprawić?
W niedzielę w Japonii odbył się szczególny pojedynek. Na tatami wyszli Hifumi Abe i Joshiro Maruyama – dwóch wielkich mistrzów judo z Kraju Kwitnącej Wiśni. Stawką tej spektakularnej walki był awans na igrzyska. To spokojnie mógłby być przedwczesny finał olimpijski. Lecz jeden z nich turniej w Tokio 2020 obejrzy w telewizji, a ucierpi na tym poziom judo na igrzyskach. To bulwersujące.
Wiem, że taki jest sport. Piękny, a jednocześnie brutalny i bezwzględnie okrutny. Można powiedzieć, że „w sporcie nie ma miejsca na sentymenty”, albo że „taki właśnie jest sport”, lub że “igrzyska rządzą się własnymi prawami”. Ale czy na pewno musi taki być? Czy nie powinniśmy się przynajmniej pochylić nad aspektami, na które mamy wpływ, aby uczynić sport jeszcze piękniejszym i uczciwszym? Zbierałem się do napisania tego artykułu od wielu miesięcy, w zasadzie chyba od wiosny, gdy wybuchła pandemia. Kwalifikacje w judo zostały przerwane i zamknięty w domu miałem trochę czasu na przemyślenia. Pewnie napisanie tych kilku zdań odwlekałbym w nieskończoność, zapewne nigdy bym się nie zebrał za pisanie, ale po walce Abe i Maruyamy wreszcie się zmobilizowałem.
Środowisku judo tych dwóch postaci raczej nie trzeba przedstawiać. Przypomnę tylko, że w turnieju judo na igrzyskach olimpijskich w kategorii wagowej może wystąpić tylko jeden reprezentant z każdego kraju i to stanowi punkt wyjścia do tego komentarza ostatnich zdarzeń. A tak się składa, że Abe i Maruyama ważą tyle samo, stąd ta historia. W tak silnych federacjach, jak m.in. japońska, wytypowanie jednego przedstawiciela często jest niezwykle trudne i powoduje ogromne rozczarowania u odrzuconych. Wymieniona przed chwilą dwójka judoków to gwiazdy największego formatu. Obaj, oprócz triumfów na największych imprezach na świecie, mają w dorobku złote medale mistrzostw globu.
Hifumi Abe w latach 2017 i 2018 zdobywał złote medale czempionatu globu. Na mistrzostwach świata przed rokiem Abe i Maruyama spotkali się w półfinale. Po długiej i wyrównanej walce, wygrał ten drugi i to dopiero w dogrywce. Ostatecznie i tak obaj stanęli na podium, bo Maruyama triumfował w finale, Abe zaś w pojedynku o brąz. Kilka miesięcy później ponownie stanęli naprzeciw siebie. Tym razem w finale niezwykle prestiżowego międzynarodowego turnieju w Osace. Stawka tej batalii okazała się jednak zdecydowanie większa niż „tylko” gloria zwycięstwa. Gdyby wygrał Maruyama tym samym zapewniłby sobie miejsce w reprezentacji Japonii na przyszłoroczne igrzyska.
Ponownie do rozstrzygnięcia pomiędzy tymi dwoma herosami potrzebna okazała się dogrywka i ostatecznie zwyciężył Abe, podłączając się tym samym w ostatniej chwili pod „kroplówkę” w rywalizacji o miejsce w składzie All Japan. Przedłużył swoje szanse. Nie chcąc podejmować tak trudnej decyzji, która byłaby bardzo krzywdząca dla jednego z zawodników, postanowiono zorganizować specjalny turniej… z tylko jedną walką, Abe – Maruyama. Nagroda: udział w turnieju olimpijskim w Tokio. Walka w judo regulaminowo trwa cztery minuty. Wyłonienie zwycięzcy w niedzielę zajęło… 24 minuty. To tylko dowód jak wyrównany i wysoki poziom został zaprezentowany w tym boju. Z maty zwycięzca mógł zejść tylko jeden. Został nim Abe.
To oczywiście luźne przemyślenia dotyczące systemu kwalifikacji olimpijskich, jako byłego sportowca a obecnie kibica, który często stara się postawić w skórze innych zawodników i zmierzyć z ich problemami. Oglądałem wywiad z Joshiro Maruyamą. Płakał. Taki wojownik! Mimo że nigdy go nie poznałem, bardzo ciężko mi się na to patrzyło.
Podobne odczucia miałem, kiedy w lutym pokazano fragmenty konferencji prasowe z Kosei Inoue – mistrzem świata i mistrzem olimpijskim, a obecnie głównym trenerem reprezentacji narodowej Japonii w judo. Legenda tego sportu. Autorytet. Ogłaszał skład szerokiej kadry na igrzyska w Tokio. A w zasadzie musiał poinformować wielu mistrzów świata o tym, że dla nich miejsca w składzie zabrakło… Mówił to płacząc.
Trudno przypuszczać, że Kosei Inoue nie jest twardym człowiekiem i wojownikiem. Wygrał wszystko, co mógł, osiągnął w judo po prostu wszystko. Lecz nawet on nie potrafił ukryć bólu i łez w momencie, gdy musiał wykreślić zawodników, którzy każdego dnia przez wiele godzin wylewają krew i pot, a w swoim fachu są zdecydowanie w światowym czubie. Emocje brały górę, kiedy ogłaszał swoje decyzje.
Sport jest wyjątkowy. Z jednej strony całkowicie nadzwyczajny, doskonały, fantastyczny, ale z drugiej brutalny, krwawy i bezwzględny, jak mało co na tym świecie. Dla mnie osobiście to jedna z najpiękniejszych przygód jakiej można w życiu doświadczyć. Daje zdecydowanie więcej niż trzeba w niego zainwestować. A im więcej czasu i wysiłku w niego włożymy, tym piękniej się nam odpłaca. Często zwraca z nawiązką, ale dopiero, kiedy damy z siebie naprawdę bardzo wiele. Czy zawsze tak jest? Nie. Lecz co w życiu jest pewne? Wydaje mi się jednak, że choć nie każdy zostanie wybitnym sportowcem, a nieliczni tylko przechodzą do historii po zdobyciu mistrzostwa olimpijskiego, finalnie w zasadzie każdy wyniesie ze sportu bardzo wiele dobrego, pod wieloma aspektami.
Sport jest niepowtarzalny. Ta sama sytuacja wywołuje u ludzi, w tym samym czasie, ekstremalnie skrajne emocje. Często to nawet nie sekundy, a ich ułamki decydują o tym, że spadamy z nieba do piekła lub wznosimy się do raju. Dotyczy to nie tylko samych zawodników, ale też setek tysięcy czy milionów kibiców na całym świecie. To tak ogólnie.
A jak jest w tej mojej ukochanej dyscyplinie? Judo – sporcie, w którym podstawowymi wartościami powinien kierować kodeks bushido, czyli szacunek, odwaga, honor, współczucie, integralność, uczciwość i szczerość oraz obowiązkowość i lojalność. Jak się w tym odnajdujemy? Z powyższego zestawienia wyciągnijmy np. uczciwość, która może mieć wiele odniesień, ale ja podciągnę to do kwalifikacji olimpijskich.
O czym w aspekcie kariery sportowej marzy każdy judoka? Jaki jest najcenniejszy, najbardziej pożądany i również najbardziej ceniony sukces i medal w judo? To oczywiste, triumf na igrzyskach olimpijskich. Logiczny powinien być zatem fakt, że rywalizować na tej imprezie powinni najlepsi z najlepszych.
Nikogo nie razi fakt, że w olimpijskim finale sprintu biegnie trzech reprezentantów Stanów Zjednoczonych czy Jamajki, a w dystansach długich trzech Kenijczyków. Nikt nie ma zastrzeżeń, że w jednej serii na basenie olimpijskim płynie trzech Australijczyków. Tak samo jest w wielu innych dyscyplinach. Czy w judo nie można by pomyśleć o podobnym rozwiązaniu, aby nie karać zawodników tylko za to, że akurat przyszło im żyć i trenować w tym samym okresie, co innemu wybitnemu judoce z tego samego kraju?
Czy fakt, że Joshiro Maruyama, sportowy fenomen i aktualny mistrz świata nie będzie miał możliwości startu na igrzyskach jest zgodny z duchem sportu, rywalizacji i zasadą fair play? Czy to, że ktoś poświęcił swoje zdrowie i oddał kawał swojego życia w drodze do marzeń, osiągnął mistrzostwo i nie dostaje równej szansy na walkę o marzenia jest sprawiedliwe? I to trochę bez znaczenia, który z nich wygrał, a który przegrał, bo mało kto zasługuje na start na igrzyskach tak bardzo jak właśnie tych dwóch Wielkich mistrzów, jakimi są Joshiro Maruyama i Hifumi Abe.
Wszyscy świetnie wiedzą, że niedzielna walka mogłaby być równie dobrze finałem olimpijskim. Ci Japończycy w zasadzie nie przegrywają, są najlepsi w kategorii -66 kg. I to oczywiste, że tak jak w Kodokanie, tak samo na igrzyskach z maty jeden zszedłby przegrany. I porażka zawsze boli, ale gdyby niedzielna walka Abe z Maruyamą była finałem olimpijskim, chyba jednak bolałaby trochę mniej…
A przecież takich przykładów tylko w obecnej chwili jest znacznie więcej. Żeby daleko nie szukać – dwie fenomenalne Kanadyjki. Aktualna mistrzyni świata Christa Deguchi (2. IJF WRL 6456 pkt.) oraz liderka rankingu światowego Jessica Klimkait (1. IJF WRL 6630 pkt.). Obie mają znaczną przewagę nad pozostałymi konkurentkami.
To teraz szybkie pytanie. Która z nich nie zasługuje na start w Tokio i ma nie dostać szansy na spełnienie swoich sportowych marzeń?
Bez większego wysiłku można wymieniać wiele kolejnych przykładów, w których wybitne jednostki nie otrzymają zaszczytu rywalizowania o olimpijskie złoto tylko z powodu przynależności państwowej, a przecież wielu z nich to m.in. mistrzowie świata. Proszę, takie zestawienie:
Japończycy Ryuju Nagajama – 1.WRL 6350 pkt. i Naohisa Takato – 3.WRL 5270 pkt. oraz Soichi Hashimoto – 2.WRL 6379 pkt. oraz Shohei Ono – 4.WRL 4000 pkt.
Japonki Uta Abe – 2. WRL 6250 pkt. oraz Ai Shishime – 3. WRL 5700 pkt.
Francuzki Marie Eve Gahie 1. WRL 6220 pkt. oraz Margaux Pinot – 2. WRL 5599 pkt.
Holenderki Sanne Van Dijke 3. WRL 5080 pkt. oraz Kim Polling – 6. WRL 4483 pkt.
Francuzki Madeleine Malonga 1. WRL 6259 pkt. oraz Fanny Estelle Posvite – 3. WRL 5160 pkt.
Brazylijki Maria Suelen Altheman 1. WRL 5818 pkt. oraz Beatriz Souza – 6. WRL 4980 pkt.
Japonki Akira Sone 2. WRL 5550 pkt. oraz Sarah Asahina – 5. WRL 5227 pkt.
Tylko z powyższych par połowa zostanie w domu.
W porównaniu do wymienionych sportowców ja nie byłem żadnym zawodnikiem. Wiem za to, czym jest porażka, zawód w karierze sportowej i związana z tym pustka. Znam to uczucie doskonale, dlatego tak ciężko jest mi przejść obojętnie obok, gdy widzę ogromną sportową niesprawiedliwość.
W zasadzie niemożliwością jest stworzenie w judo kwalifikacji sprawiedliwych dla wszystkich, a jednocześnie nie zabijających słabszych federacji. Może jednak warto poszukać jakiegoś, choć trochę pośredniego rozwiązania. W mojej ocenie obecny system wyrządza więcej krzywdy, niż niesie korzyści wynikających z popularyzacji judo i misji olimpijskiej w takim wydaniu.
Reasumując: kwalifikacji do Tokio nie da się już zmienić, ale może czas pomyśleć o przyszłości? Dumając nad tym wszystkim wymyśliłem z palca kilka rozwiązań, które choć trochę wyeliminują „zabijanie” Wielkich Mistrzów, zachowają misję olimpijską i ducha rywalizacji, nie podniosą liczebności zawodników na igrzyskach.
Dla mnie bardziej sprawiedliwe jest obcięcie kilku dzikich kart i udział zawodników, którzy będą mieli (brutalnie mówiąc) tylko piękną wycieczkę i często kilkusekundowy „incydent” w zawodach, niż „wyrzucanie” najlepszych sportowców za burtę. Obecnie choć to igrzyska są największą sportową imprezą świata i sukces na nich dla większości dyscyplin wiąże się z największym splendorem, w judo zdecydowanie trudniej o medal na mistrzostwach świata niż na olimpiadzie. A czy tak właśnie powinno być? Może warto pofantazjować teraz, pozbierać takie luźne propozycje jak moje, przyjrzeć się, przeanalizować i wypracować model, który byłby sprawiedliwy.
Moje propozycje kwalifikacji olimpijskich przy założeniu, że na igrzyska w każdej wadze jadą po 32 osoby:
- Podobna jak obecnie. Ranking olimpijski, miejsca kontynentalne. Dwa miejsca są dla IJF (wyjątkowe sytuacje, dzikie karty), reszta na podstawie obecnego systemu kwalifikacji z tym, że przepustki otrzymuje maksymalnie dwóch najwyżej sklasyfikowanych reprezentantów z jednego kraju w TOP 5. W takim systemie jedynie dwa państwa mogą mieć dodatkowego zawodnika. W obecnej sytuacji taki system eliminowałby w zasadzie większość wyżej wymienionych sportowych dramatów, a jednocześnie nie wpłynąłby w zasadzie w większym stopniu na ostateczną listę zawodników.
1a. System taki sam jak w punkcie 1 z tym, że na igrzyska jedzie maksymalnie dwóch najwyżej sklasyfikowanych reprezentantów z jednego kraju w TOP 10. W takim systemie pięć państw może mieć dodatkowego zawodnika.
- Najprostsza – dwa miejsca są dla światowej federacji (wyjątkowe sytuacje, dzikie karty), a reszta to najlepsza 30-tka rankingu olimpijskiego z tym, że nie może być więcej niż dwie osoby z jednego państwa.
2a. Dwa miejsca są dla federacji (wyjątkowe sytuacje, dzikie karty), a reszta to najlepsza 30-tka z rankingu olimpijskiego z zastrzeżeniem, że nie może być więcej niż dwie osoby z jednego państwa i powtarzające się osoby muszą być np. w TOP 10 rankingu. W takim wypadku tylko maksymalnie pięć państw w każdej wadze mogłoby mieć po dwóch reprezentantów.
- Dwa miejsca są dla federacji (wyjątkowe sytuacje, dzikie karty), cztery miejsca dla medalistów ostatnich mistrzostw świata rozgrywanych przed igrzyskami. 26 pozostałych miejsc rozdzielonych na podobnych zasadach jak zaproponowano powyżej. Tu również można np. zaznaczyć, że jeśli rodak medalisty mistrzostw świata ma ostatecznie wywalczyć kwalifikację, musi być w TOP 10 rankingu olimpijskiego. Dodatkowo jeśli na mistrzostwach świata dwie osoby z jednego kraju zdobywają medal, oczywiście już inny reprezentant z tego kraju nie może się zakwalifikować (chyba, że np. obecny medalista dozna kontuzji).
Być może to nie są perfekcyjne systemy, wymagają dokładnego rozpisania i doprecyzowania, ale na pewno pozwolą uczestniczyć na igrzyskach najlepszym z najlepszych, aby złoto olimpijskie nie było dziełem przypadku, ale faktycznie najcenniejszym sportowym trofeum.